Jak to mówią, nie
znasz dnia ani godziny oraz przezorny
zawsze ubezpieczony :D
Dzisiaj recenzja dwóch płynów do higieny intymnej, jeden –
Lirene – z pamięci, a drugi - Facelle - aktualnie spod prysznica.
Lirene zakupiłam któregoś pięknego razu w mojej osiedlowej
Biedronce, bo zapomniałam o takim kosmetyku będąc w Rossmanie.
Tamtego dnia trochę się spieszyłam na zakupach, więc nie
skupiłam się nad tym, co wybieram, przeczytałam tylko opis producenta
na opakowaniu (ja się chyba nigdy nie nauczę) i wrzuciłam do koszyka.
Przeczytałam zresztą niedokładnie, bo po powrocie do domu okazało się, że to
płyn dla kobiet w ciąży i połogu :D Zastanawiałam się, czy mój M. jak zobaczy
buteleczkę, to nie zapyta mnie, czy nie chcę mu czegoś powiedzieć :P (ale nie
zwrócił uwagi :P)
LIRENE CIĄŻA I PO
PORODZIE
Opis producenta:
Został stworzony z myślą o
codziennej pielęgnacji i higienie delikatnej skóry miejsc intymnych kobiet w
ciąży i po porodzie. Płyn delikatnie myje i odświeża miejsca intymne, dbając
jednocześnie o odpowiednią ochronę przeciwgrzybiczą i utrzymanie prawidłowego
balansu pH (kwasowości). Innowacyjne połączenie kwasu mlekowego i naturalnego
prebiotyku: - przywraca i utrzymuje fizjologiczne pH miejsc intymnych, - chroni
przed podrażnieniami i zaczerwienieniem, - wzmacnia naturalną barierę ochronną,
- łagodzi stany zapalne, - zapewnia poczucie komfortu przez cały dzień.
Naturalny prebiotyk posiada unikalne właściwości regulowania równowagi kwasowej
(pH) miejsc intymnych poprzez stymulację mikroflory ochronnej naszego naskórka.
Zastosowanie naturalnego prebiotyku w kosmetykach pozwala osiągnąć bardzo dobre
efekty pielęgnacyjne. Płyn nie zawiera barwników, substancji
zapachowych,parabenów i mydła, dzięki czemu jest niezwykle łagodny i bezpieczny
dla skóry.
Opis w sumie niezły, nawet się ucieszyłam, taki fajny płyn,
mała kara za to, że nie ma w czym wybierać ;)
W domu zresztą, po chwili konsternacji, też uznałam, że w
sumie taki płyn dla kobiet w ciąży powinien być jeszcze łagodniejszy niż „normalny”.
Więc zaczęliśmy wspólną przygodę ;)
Płyn był w buteleczce w pompką, miał dosyć rzadką, mleczną konsystencję, no okej.
Wkrótce jednak okazało się, że działania jakiegoś magicznego
to on nie ma (ale trudno, nigdy się tego w sumie nie odczuwa, jeśli ktoś nie ma rzeczywiście jakichś problemów), ale
podrażnia! Czuć to było nie w trakcie mycia, tylko już po...
Nie było to jakoś mocno
uciążliwe, ale dość niekomfortowe. Zużyłam go co prawda (chyba nie powinnam, ale jak już kiedyś wspomniałam, nie lubię wyrzucać produktów i rzeczy, jeśli się jakkolwiek nadają do użycia) ale w między czasie
nalało się do butelki wody (nie wiem jak, bo go nie otwierałam) i płyn się rozwodnił i nie chciał skończyć :P
W międzyczasie przeczytałam skład, no i oczywiście znalazłam wszędobylski SLS. Nie jestem jakąś paranoiczką na tym punkcie, ale chyba
wolałabym, jakby płyn do higieny intymnej miał jak najbardziej delikatne ingrediencje.
Niestety nie mogę znaleźć nigdzie składu tego kosmetyku,
więc go nie przytoczę, ale to kolejne „dziecko” Lirene, którego nie polecam,
przyznam, że od pewnego czasu tylko się zawodzę na tej firmie, a jakoś mi się
wydawało, że mają niezłą ofertę.
Po tych doświadczeniach szukałam więc czegoś lepszego. Pasuje
mi bardzo Latacyd, ale że nie potrafię przejść obojętnie obok czegoś nowego, to
kiedy złapałam w Rossmanie płyn Facelle i spojrzałam na skład, to stwierdziłam, że
uau. Chyba całkiem nieźle.
Skład: Aqua, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine,
Lactic Acid, Glycerin, Sodium Chloride, C12-13 Alkyl Lactate, Sorbitol,
Coco-Glucoside, Glyceryl Oleate, Urea, Allantoin, Serine, Aloe Barbadensis Leaf
Extract, Sodium Lactate, Parfum, Sodium Benzoate.
Kosztował w dodatku 3 złote za 300 ml., więc wzięłam (kto
bogatemu zabroni:P). Padło na wersję z aloesem, bo aloes ma właściwości
łagodzące i inne takie pierdoły.
W domu okazało się, że konsystencję ma rzadką, przezroczystą
i powiedziałabym, że śluzowatą. Niezbyt fajną :P No ale to chyba wpływ tego
aloesu, zresztą, ważne żeby dobrze działał.
Niestety, początkowe kilka użyć kosmetyku w pierwszej chwili
spowodowały u mnie szczypanie, no przyznam, że tego się nie spodziewałam i
nie było to fajne.
Kolejne mycia przebiegają już prawie bez odczuć, no ale
właśnie, prawie.
Płyn nie jest zły, ale chyba więcej go nie kupię, jeśli nie
wpadnie mi w ręce coś ekstra (może w drogerii jakiejś) to chyba zostanę przy
Latacydzie.
A na koniec, z okazji dzisiejszego święta chwalę się moimi walentykowymi kwiatkami :) które się rozwijają już od piątku ;)
I życzę wszystkim z okazji tego dnia dużo wszelkiej miłości i mało podrażnień w strategicznych miejscach :D ;)
Fajnie,że napisałaś o tym.Wiele osób by się chyba nie odważyło choć nie wiem czemu.
OdpowiedzUsuńTobie też życzę miłości!:D
Zapraszam do mnie.:)
Może wzajemna obserwacja?
No, zastanawiałam się, czy to dobry pomysł z takim tematem, ale z drugiej strony, takie też są potrzebne :)
UsuńMało jest takich wpisów bo ludzie się wstydzą a przecież to jest normalne i nie ma czego się wstydzić. Ludzkie,zwykłe sprawy/
UsuńRecenzja płynów spoko, ale tytuł, że na Walentynki... haha, trochę taka aluzja; umyj się przed randką...
OdpowiedzUsuńTo taki żarcik :P
OdpowiedzUsuńKosmetyków Lirene nie lubię, a facelle jeszcze nie miałam i raczej mieć nie będę, bo jestem wierna płynowi Fitomed ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś miałam płyn z Ziaji. O matko, nigdy więcej!!Strasznie podrażniał. Obecnie używam Facelle ale z różową wstawką. Jak dla mnie jest najlepszy :)
OdpowiedzUsuńMoże dam szansę jeszcze różowemu. A produkty Ziaji jakoś mi nie leżą w ogóle.
Usuńkupuję facelle różowy, jako jedyny mnie nie podrażnia :)
OdpowiedzUsuńa ja jeszcze Facele nie miałam:D Obs? ja już:D
OdpowiedzUsuń