To wcale nie jest tak, że lubię kosmetyki Lirene :P
To znaczy, nawet lubię, ale nie jestem ich zagorzałą fanką, po prostu są w dobrej cenie i są wszędzie :P
Ten kosmetyk trochę mnie zmęczył, ale głównie dlatego, że
szybko się nudzę a tutaj pod prysznicem stała wielka butla płynu.
Generalnie szukałam
czegoś przyjemnego pod prysznic, co by ładnie pachniało i nieco nawilżało suchą
skórę.
Według producenta:
Żel jest przeznaczony dla każdego rodzaju skóry.
Masz ochotę otulić swoje ciało rozkosznym zapachem borówki?
Żel pod prysznic Lirene z ekstraktem z borówki zapewnia zmysłową pielęgnację ciała w słodkim zapachu. Duża zawartość witaminy C sprawia, że żel skutecznie chroni skórę przed stresem oksydacyjnym i czynnikami zewnętrznymi. Efekt? Twoja skóra promieniuje świeżością każdego dnia. Dzięki proteinom jedwabiu zapewnisz ciału wyjątkową gładkość i miękkość, a jednocześnie uchronisz skórę przed wysuszeniem. Spróbuj, jak smakuje borówkowa kąpiel.
Lirene creamy shower Blueberry pachnie rzeczywiście dość
przyjemnie, kremowo – borówkowo ;)
Ma konsystencję białego kremu pod prysznic, dozuje się
dobrze, opakowanie dobrze leży w dłoni a zamknięcie na „klik” spisuje się do
samego końca użytkowania.
Nie jest to produkt, który powala na kolana ani działaniem
ani zapachem. Ot, przeciętniaczek, ale jak to tego typu sieciowe kosmetyki, ma
w swoim składzie SLS.
A co z zapewnieniami, o których czytamy na opakowaniu?
A no nic :)
Dzięki mojemu wrodzonemu olewactwu mało co mnie dłużej stresuje ;) więc ciężko powiedzieć, czy zawarta w żelu witamina C faktycznie działa. Ale coś mi się zdaje, że to niezła ściema jest ;)
Mam wrażenie, że miałam za dużo SLS w kosmetykach,
których używałam na raz w pewnym momencie i trochę zaszkodziłam swojej skórze
podrażniając ją.
Nigdy nie sądziłam, żeby to było aż tak istotne, ale jednak
chyba jest, w związku z czym trochę wysuszyłam skórę, którą myłam tym płynem.
Po wyjściu spod prysznica towarzyszyło mi przez długą część wieczoru uczucie ściągnięcia i niestety swędzenia.
I na nic się zdawały rzekomo zawarte w kosmetyku proteiny jedwabiu :P
Jeśli ktoś nie jest wrażliwy, to może spróbować tego
żelu – kremu. Ale nie uważam, aby była to pozycja obowiązkowa z jakichkolwiek
względów.
N.
cześć :)
OdpowiedzUsuńwiesz że nie miałam chyba jeszcze żeli z Lirene...sama nie wiem czemu tak jest,ale są firmy które zupełnie bez powodu mnie nie kuszą,tak jest z Lirene,Eris,miałam tak z Fa :) będę próbowała to zmienić,ale akurat ten żel ominę skoro bardzo do niego nie zachęcasz :D
buziole :*
fajnie, że ma przyjemny zapach ale szkoda, że wysusza ;( to raczej się nie zaprzyjaźnimy ;)
OdpowiedzUsuńhttp://lamodalena.blogspot.com/
Zdecydowanie można odpuścić tę pozycję ;)
OdpowiedzUsuńZ Lirene to ja się nie lubię ;/
OdpowiedzUsuń