Albo wszystkie zastosowania kremu do twarzy.
Kolejnym specyfikiem, którego końca wyczekiwałam jest Garnier
Hydra Adapt Matujący i odświeżający krem-sorbet.
Jak już pisałam, jestem szczęśliwą posiadaczką cery
mieszanej, a dodatkowo jednak dość wrażliwej, więc kupno mazidła do twarzy to
pewne wyzwanie (zwłaszcza, że w ogóle wybór kosmetyku to wyzwanie :P).
Kiedy więc
zobaczyłam na półce niewielki kremik Garniera, który miałby nawilżać i matować, a w dodatku miał taką dobrą marketingową otoczkę, to pomyślałam, że może jest to fajna propozycja.
Szkoda tylko, że zapomniałam, że miałam z tej serii już
dynamizujący krem – żel z pomarańczą (chyba), który miał dawać efekt
rozświetlania i pobudzać skórę, a szczypał mnie bezlitośnie! (a jego rozświetlanie
sprowadzało się do drobinek takiego jakby brokatu. Garnier, serio?)
No ale stało się. Na mojej półce zagościł zielony sorbet
Garniera.
Opis producenta:
Czy to produkt stworzony dla mnie? Tak, jeśli Twoja skóra jest
mieszana lub tłusta i do jej codziennej pielęgnacji szukasz kremu nawilżającego
dostosowanego do jej potrzeb, który pomoże uregulować błyszczenie skóry i
ujednolici jej koloryt na cały dzień. Matujący i odświeżający krem-sorbet
wzbogacony został w ekstrakt z ZIELONEJ HERBATY o właściwościach
detoksykujących. Matuje skórę i daje uczucie świeżości, które utrzymuje się
przez cały dzień. Ma nietłustą konsystencję i świetnie się wchłania. Kremy HYDRA
ADAPT od Garniera to nowa generacja kremów dopasowanych do codziennej
pielęgnacji skóry. Nawilżające przez 24 godziny aktywne formuły zostały
stworzone na miarę potrzeb różnych typów cery, aby działać w harmonii ze skórą
i odpowiadać na jej potrzeby. Wszystkie kremy zostały wzbogacone w intensywnie
nawilżający ELIKSIR ROŚLINNY , który łączy w sobie minerały i składniki
odżywcze takie jak: syrop klonowy, gliceryna i mannoza. Każdy krem posiada
indywidualnie dobrany zestaw składników aktywnych, który idealnie dopasowuje
się do potrzeb skóry.
No i co? Brzmi fajnie.
Krem ma świeży zapach, nawet przyjemny (niestety ostatecznie zapach stał się dla mnie trochę za chemiczny) i konsystencję rzeczywiście bardziej sorbetu niż kremu.
Kiedy nakłada się go na skórę wchłania się szybko, ale ja
mam wrażenie, że zostawia warstewkę filmu, chociaż całkiem ładnie nawilża.
Szkoda
tylko, że absolutnie nie matuje a nawet miałam wrażenie, że mam po nim skórę
tłustszą niż zwykle!
A dodatkowo, nie wiem, czy to jego wina, czy opisywanej w poprzednim poście Lirene Derma Matt, ale na twarzy, podczas stosowania go, pojawiły mi się czerwone, zaognione, suche i podrażnione placki. Ratowała mnie jak zwykle uniwersalna Nivea (o
której kiedy indziej).
W związku z tym wszystkim krem sorbet skończył tak jak jego
energetyzujący poprzednik – nawilżał moje pośladki (w końcu nie na darmo mówi
się, że twarz jest gładka jak pupcia :D), boczki, ramiona :P
A zatem – nie polecam :P
N.
Jakoś mnie nie dziwi jego nieskuteczność i podrażnienia na twarzy. :D Mnie np. uczulają wszystkie kosmetyki Garniera.
OdpowiedzUsuńW swej naiwności dałam się nabrać na ładny opis na pudełku. Mają dobry Dział Marketingu :D
OdpowiedzUsuńA chciałam go ostatnio kupić. Dobrze, że nie skorzystałam. Chociaż każdemu służy coś innego...:)
OdpowiedzUsuńObserwuję;)
A no właśnie :) Plus taki, że nie jest go dużo i ostatecznie można wykorzystać inaczej :P
UsuńMnie w ogóle te kremy nie kusiły ;/
OdpowiedzUsuńNo i słusznie..
UsuńRównież niezbyt byłam z niego zadowolona, w ogóle nie matowił skóry.
OdpowiedzUsuń