Na pierwszy ogień Lirene Derma Matt, której opakowanie wreszcie wylądowało w koszu.
Według producenta Linia Derma Matt została opracowana dla cery mieszanej i tłustej, ze skłonnością do błyszczenia oraz okresowo pojawiających się niedoskonałości, często wynikających ze stresującego trybu życia lub zmian hormonalnych.
No to sobie myślę - idealnie. Moja skóra twarzy jest zdecydowanie mieszana ale na szczęście oszczędza mi raczej niespodzianek, ale wiadomo, od czasu do czasu przywita mnie to i owo na nosie, czole, czy gdzieś ;)
Czytając "złuszczający" spodziewałam się raczej bardziej pilingu, niż żelu. Mam takie poczucie, że żel to jednak nie do końca dobrze czyści, chociaż wiele Blogerek cenią sobie żele i pasty oczyszczające skórę twarzy.
W każdym razie na mojej dłoni zagościła lekko zielona, dość gęsta konsystencja z kilkoma błękitno zielonymi drobinkami - to pewnie były mikrokapsułki z witaminą E ;)
Zapach Lirene Derma Matt ma raczej przyjemny, świeży, może trochę ogórkowy, na początku bardzo mi przypadł do gustu, ale później zaczął nieco denerwować - może też dlatego, że nie chciał się skończyć :P (a zatem można powiedzieć, że kosmetyk wydajny).
Co powinien czynić według producenta?
A co robi według mnie?
Według producenta Linia Derma Matt została opracowana dla cery mieszanej i tłustej, ze skłonnością do błyszczenia oraz okresowo pojawiających się niedoskonałości, często wynikających ze stresującego trybu życia lub zmian hormonalnych.
No to sobie myślę - idealnie. Moja skóra twarzy jest zdecydowanie mieszana ale na szczęście oszczędza mi raczej niespodzianek, ale wiadomo, od czasu do czasu przywita mnie to i owo na nosie, czole, czy gdzieś ;)
Czytając "złuszczający" spodziewałam się raczej bardziej pilingu, niż żelu. Mam takie poczucie, że żel to jednak nie do końca dobrze czyści, chociaż wiele Blogerek cenią sobie żele i pasty oczyszczające skórę twarzy.
W każdym razie na mojej dłoni zagościła lekko zielona, dość gęsta konsystencja z kilkoma błękitno zielonymi drobinkami - to pewnie były mikrokapsułki z witaminą E ;)
Zapach Lirene Derma Matt ma raczej przyjemny, świeży, może trochę ogórkowy, na początku bardzo mi przypadł do gustu, ale później zaczął nieco denerwować - może też dlatego, że nie chciał się skończyć :P (a zatem można powiedzieć, że kosmetyk wydajny).
Co powinien czynić według producenta?
- dogłębne oczyszczenie skóry,
- odbudowanie i zwężenie porów,
- redukcja nadmiernego wydzielania sebum,
- wygładzenie i złuszczenie naskórka,
- łagodzenie i nawilżenie podrażnionej skóry, dzięki witaminie E zamkniętej w mikronośnikach.
Ciężko powiedzieć, czy oczyszcza, bo podczas stosowania tego żelu na twarzy w dalszym ciągu wyskakiwały mi drobne niedoskonałości.
Poza tym wywoływał uczucie ściągnięcia skóry i chyba wysuszał - doczekałam się w czasie stosowania tego specyfiku łuszczącej się skóry na nosie i w okolicach, a dodatkowo takich suchych, czerwonych, podrażnionych plamek na twarzy.
Nie przeczę, że może za często go stosowałam (codziennie to chyba za często:P), ale halo, taki kosmetyk powinien być do użytku, kiedy czuję, że mam na to ochotę.
Nie mam zdjęcia ani opisu składu, ale zdecydowanie nie jest to kosmetyk eko.
Czy polecam? Raczej nie, jest wiele innych, lepszych kosmetyków.
N.
Ale dawno nie miałam nic tej marki:) ale po tej recenzji nawet nie tęsknie:)
OdpowiedzUsuńGeneralnie ostatnio co kosmetyk Lirene, to rozczarowanie :|
Usuń