Witajcie Kochani :)
Wróciłam z urlopu i mam dla Was garść jeszcze gorących
wspomnień ;)
Jak widzę, co się dzieje za oknem to może przyjemnie
Wam się zrobi, jeśli poczytacie trochę o cieplutkim miejscu ;)
A więc zaczynamy :)
Na początek – nasz urlop, to była wyprawa rowerowa dookoła
Cypru. Ja zrobiłam około 800 km i ponad 9 tys. Przewyższeń (czyli podjazdów,
czyli mozolnego wślimaczania się pod górkę)
Zaczęliśmy w Larnace i udaliśmy się na północ, na turecką
stronę i powolutku na zachód, potem na południe, żeby w Larnace zakończyć.
Okej, to teraz jak było :)
Uczucia Cypr wzbudził w nas mieszane, posłuchajcie:
Pogoda – było
ciepło, co tu dużo mówić. Właściwie codziennie przynajmniej 25 stopni, poza dniem w górach, gdzie na 1800 m npm były stopnie 3 :P
Już na drugi
dzień byliśmy czerwoni niczym raki.
Wieczory jednak były chłodne (jeśli można
mówić o chłodzie przy około 15 stopniach).
Wiatr targał naszą złuszczającą się skórę, a czasem nawet
zagrzmiało i spadł deszcz (kucanie pod krzakiem w czasie ulewy nie uchroni Was
przed zmoknięciem, uwierzcie mi :P).
Krajobrazy - południe - od półwyspu Akamas do Larnaki, to
najpiękniejsze miejsca Cypru. Wcześniej też ładnie, rzecz jasna, ale nie, żeby
nas oszołomiło ;)
Miasta – paskudne.
Miasta, wsie, wszystko brzydkie. Bez ładu i składu, bez charakteru.
Północna część pełna opuszczonych willi turystycznych - całe osiedla, wybudowane tylko do szkieletów, albo nawet i całe, jakby czekały tylko aż się wniesie do nich meble. Stoją i niszczeją.
Zabytki – niezbyt
wiele, niezbyt imponujące. Jest kilka ciekawych perełek, głównie po tureckiej stronie, głównie są to meczety (i meczety przerobione z kościołów), oraz miejsca związane z religią.
Ciekawym miasteczkiem jest Lefkara, stoją w nim, jako jedne z niewielu na wyspie, domki z żółtej cegły (wioseczka w typie tych, jakich na pęczki znajdziecie we włoskich czy francuskich wsiach)
Jedzenie – słabe.
Nie było co jeść… nic dobrego, a chleb na tyle kiepski, że woleliśmy jeść chleb
tostowy, zwłaszcza, że na kwaterach były przeważnie tostery.
Nawet kebab był lepszy z budki na Dworcu Centralnym, niż w jakiejś super tureckiej knajpie :P
Zasmakował nam jedynie biały, słony ser z Lidla :P oraz
smażony halloumi. No i jedna z ich sangrii :P
Słodycze strasznie słodkie. Nawet niezłe, ale bez szału.
Natomiast fajne było to, że poza pomarańczami, rosną tam również banany :D i mogliśmy ich jeść aż do rozpuku :P
Ludzie – sympatyczni
i chętni do pomocy. Mężczyźni po tureckiej stronie zadbani i przystojni ;)
Podział turecko – grecki
– to jeden z najciekawszych aspektów wyspy. Północna część jest turecka, a południowa
grecka.
Grecy ostrzegają przed złymi Turkami. Turecka waluta po greckiej
stronie jest nielegalna.
Turcy wkurzają Greków jak tylko mogą. Na zboczach gór w
Nikozji widnieją wielkie flagi tureckie, które widać z greckiej strony. Przy
granicy napis TRNC FOREVER (czyli turecka republika północnego Cypru na
zawsze).
Natomiast Grecy po swojej stronie wciąż mają zasieki i barykady.
Zwierzęta - na Cyprze jest mnóstwo kotów :)
Niektóre są milusińskie inne pół dzikie.
Ludzie o nie raczej dbają, karmią je, stawiają im domki. Nie ma zbyt wielu psów (ku mojej uciesze, psy szczekają i gonią rowery, a ja się zawsze wtedy boję).
Niewiele jest też hodowli owiec, czy krów, więc krajobrazy raczej pozbawione są pastwisk.
Wydaje się, że zwierzęta są tu traktowane trochę lepiej niż w Grecji.
Podsumowując, to ciekawe miejsce na tydzień, góra dwa.
Wyspa
jest mała, można się zakotwiczyć w jakimś przyjemnym pensjonacie i robić wypady
po wyspie, lub objechać ją dookoła, samochodem lub rowerem, jak my.
Ruch jest lewostronny, więc trzeba się pilnować ;) Ale kierowcy raczej uważają na takich zapominalskich z innych stron świata z ruchem prawostronnym ;)
Z łatwością można się dogadać po angielsku, wszyscy mówią mniej lub bardziej (częściej bardziej). Jest też wielu Brytyjczyków, oraz Rosjan - zatem i po rosyjsku można próbować gawarić ;)
Baza noclegowa bogata – ale raczej w noclegi pod dachami,
kampingów na całej wyspie jest kilka, chyba teraz były jeszcze zamknięte, nie
wiem, sypialiśmy na kwaterach ;)
Cenowo dość drogo, ale nie bardzo drogo. Mniej więcej o
połowę niż w Polsce.
Ciekawa jest świadomość, że
z Cypru jest tylko 100 km do Syrii. Spodziewaliśmy się więc bardzo
wschodniej kultury i architektury, a jest tam dość grecko.
A Wy, byliście kiedyś na Cyprze? :)
Pozdrawiam Was ciepło, N. :)
Ale tam pięknie, też chciałabym tam kiedyś pojechać :)
OdpowiedzUsuńWonderful!
OdpowiedzUsuńThe photos are amazing!
I love Greece! :)
Kathy's delight / Instagram
Piękne zdjęcia, chciałabym tam kiedyś pojechać ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam c; /~Kinga
Unpredictabble
Jeszcze nigdy na Cyprze nie byłam, ale widoki bajeczne ;)
OdpowiedzUsuńNa Cyprze nie byłam ale miło było poczytać o Twoich wrażeniach. Chciałabym tam kiedyś polecieć. Ser Halloumi (pyszny) jadłam na greckiej wyspie Rodos.
OdpowiedzUsuńWow, jakie widoki. Cudo!
OdpowiedzUsuńIle bym dala aby miec takie wakacje albo chociaz urlop <3
OdpowiedzUsuńZapraszam http://ispossiblee.blogspot.com/2017/04/jak-zaplanowac-kupno-wymarzonej-sukni.html
Ślicznie tam;) Miło oglądnąć takie słoneczko i ciepełko, kiedy u nas leje i jest zimno;p
OdpowiedzUsuńAle piękne widoki pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńNigdy tam nie byłam, ale widzę, że trzeba to zmienić, bo pięknie tam :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia :) Ale tam widoków a widoków :)
OdpowiedzUsuńCudowne widoki i zdjęcia, bardzo chętnie bym się tam wybrała, ale nie koniecznie na rower - mam za słabą kondycję :D
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia, zazdroszczę :))
OdpowiedzUsuńzapraszam też do mnie http://krystalicznaa.blogspot.com/